
Do pewnej firmy przybyła kiedyś na spotkanie kandydatka, pech jednak chciał, że akurat rozchorowała się mająca się z nią spotkać konsultantka. Dalszy pech (nieszczęścia chodzą parami) polegał na tym, że było to w czasach “przedkomórkowych”, w każdym razie nie posiadała komórki wspomniana konsultantka, nie mogła więc poinformować kandydatki o swojej nieobecności. Zupełnie nie wiadomo, jak doszło do tego, że kandydatka nie tylko przyszła na spotkanie, ale także została zaproszona do sali, w której miała oczekiwać na rekruterkę. Ta oczywiście nie przychodziła i wtedy zdarzyło się coś dziwnego: kandydatka, pomimo nieprzyjścia nikogo do sali, wciąż czekała w niej. Wyszła po ok. 3 godzinach, roztrzęsiona…
Niektórzy kandydaci wszelkie odstępstwo od normy (np. spóźnienie rekrutera) nadinterpretują jako kolejny sposób na przetestowanie kandydata. Nie było tak oczywiście w tym przypadku ani nie jest coś takiego praktykowane w poważnych firmach. Tu miał miejsce po prostu bardzo nieszczęśliwy zbieg okoliczności, który w połączeniu z – najprawdopodobniej – problemami natury emocjonalnej kandydatki, postawił ją w efekcie w trudnej do pozazdroszczenia sytuacji (musiała być uspokajana przez pracowników firmy). Gorzkim i nieuświadomionym żartem wobec niej byłoby kazanie jej czekać, nawet kilka minut, przed kolejnymi rozmowami rekrutacyjnymi.
Morał z tej historii taki, że każda rekrutacja – i dla rekrutowanego i dla rekrutującego – niesie ze sobą potencjalne niespodzianki, czasami tylko przyjemne.
_____