Całkiem niemały odsetek kandydatów, którzy pracowali w środowiskach międzynarodowych i wielokulturowych, w swoich aplikacjach pisze o tym jako o jednym ze swoich atutów. Z kolei w ogłoszeniach rekrutacyjnych – nawet tych rozbudowanych – nie spotkałem się z wieloma przypadkami, by pracodawca wymagał od kandydatów doświadczenia w wielokulturowym środowisku. Jeśli już, wymaga się raczej doświadczenia w środowisku międzynarodowym lub w środowisku o złożonej strukturze organizacyjnej (stawia się raczej na złożoność operacyjną, a nie kulturową). Ciekawi mnie, skąd ten rozdźwięk – pomiędzy z jednej strony podkreślającymi swoje wielokulturowe doświadczenia kandydatami, a niewielką wagą, jaką wydają się przykładać do tego pracodawcy.
Moje hipotezy: 1) Wciąż mocna jednorodność kulturowa i narodowa, jaka cechuje polskie organizacje, 2) Trudność w zmierzeniu i wykazaniu, w jaki sposób “kompetencje międzykulturowe”mogą być przydatne w firmach, a ich brak szkodliwy (choć przecież wiadomo, że zatrudnienie np. rasisty w wieloetnicznej firmie nie będzie najlepszym krokiem), 3) Trudność w zdefiniowaniu, co jest międzykulturowe, a co nie. Czy doświadczenie w pracy w Wielkiej Brytanii i Irlandii to już doświadczenie międzykulturowe, czy jeszcze nie? (Dla mnie czasami doświadczeniem międzykulturowym jest sposób obsługi klienta w niektórych instytucjach w Polsce, np. w PKP – gdy konduktor prosi o okazanie biletów tonem, jak gdyby poprzednią jego posadą było stanowisko strażnika więziennego).
Jak zatem zwiększyć swą wartość jako kandydata o ów cenny zasób kompetencji międzykulturowych? Najlepiej oczywiście popracować w jak najbardziej wielokulturowym środowisku. A jeśli to tymczasowo niemożliwe, przynajmniej podróżować polskimi pociągami.
_______